Bluma Zeigarnik, która w mojej głowie z jakiegoś powodu ma niebieskie włosy, odkryła efekt, który brzmi następująco:
"(...) zadania, których dokończenie danej osobie przerwano, są lepiej przypominane, niż te, które można było dokończyć." - Wikipedia
Niedokończone lub przerwane zadania to inaczej Otwarte Pętle.
Jak wykorzystać zalety otwartych pętli?
Jedna otwarta pętla zostawiona na noc w głowie powoduje, że nasz mózg, w procesie porządkowania danych, jest w stanie rozpracować problem podczas snu.
Co więcej, podczas następnego okienka pracy jest nam też łatwiej wznowić zadanie, bo lepiej je pamiętamy (Zeigarnik Effect) i być może nasza podświadomość podsuwa nam już rozwiązanie.
(Jesteśmy też z rana bardziej kreatywni, ale to już osobny temat).
Pierwszy raz o takim sposobie wykorzystania Zeigarnik Effect przeczytałem w książce TDD by Example, gdzie Kent Beck pisał o tym, żeby zakończyć pracę z czerwonym testem, do którego wrócimy następnego dnia.
Kończenie zdania w połowie było ponoć strategią Hemingwaya na brak weny (writer's block).
Josh Waitzkin w podcaście u Tima Ferrissa opowiadał o swojej technice, która polegała wprost na tym, żeby przed pójściem spać, myśleć intensywnie o jakimś problemie i stworzyć w ten sposób zapytanie do naszej podświadomości, które zostanie rozpracowane podczas snu.
Początkowo byłem sceptyczny, ale spróbowałem każdej z tych strategii i każda działa dokładnie tak, jak to opisują. Jedynym usprawnieniem, jakie musiałem wprowadzić, jest zostawienie sobie krótkiej notatki, opisującej problem, który obecnie rozwiązuję.
Czasem zostawienie czerwonego testu wystarczało, a czasem musiałem zostawić komentarz, żeby spisać moje pomysły i przemyślenia.
Taki sam komentarz pomagał w przypadku każdego innego rodzaju zadania.
Jak unikać wad otwartych pętli?
Każdy, kto grał w dzieciństwie w jakąś grę i rodzice kazali mu przerwać w środku jakiegoś długiego/trudnego etapu, gdzie nie można było zapisać stanu gry (a systemy checkpointów nie istniały) i chcieli, żeby coś dla nich zrobić, ten doświadczył bólu związanego z otwieraniem kolejnych pętli.
Zbyt wiele otwartych pętli zżera energię mentalną (nie mogłem przestać myśleć o niedokończonym etapie), może powodować duży stres i zniechęcenie do robienia czegokolwiek.
Multitasking to zaproszenie do otwarcia nowych pętli.
Wiele razy doświadczyłem czegoś takiego:
- Zaczynam od jednego zadania, które sobie zaplanowałem. Jest super.
- A potem w ciągu dnia, z różnych, czasem trudnych do prześledzenia lub wręcz niewyjaśnionych przyczyn, dochodzą kolejne i w końcu okazuje się, że mam do zrobienia 10 różnych rzeczy, które okupują moją głowę w tym samym czasie.
- Mam wrażenie, że ciągle coś robię, a i tak stoję w miejscu.
Najprawdopodobniej każdy ma swój indywidualny limit. U mnie wynosi on (niestety?) 1-2 otwarte pętle. 3 i więcej powoduje chaos, stres i zniechęcenie.
Z tego powodu znacznie ważniejsze jest dla mnie domykanie otwartych pętli, niż wykorzystywanie ich zalet wspominanych wyżej i stosuję w tym celu kilka taktyk:
1. Ukończenie zadania.
Brzmi jak niepotrzebny punkt, a jednak wiele razy odkładałem zadania, które zajmowały 2 minuty lub mniej.
Odkładanie powodowało, że jakieś bzdurne rzeczy, typu rozmowa telefoniczna, której nie chciałem wykonać, gnębiły mnie przez wiele dni.
Gdy zgrupuję sobie kilka takich dwuminutowych zadań i domknę jedno po drugim, to jestem w stanie odzyskać spokój umysłu czasem nawet na cały tydzień lub dłużej.
2. System checkpointów.
To jest najbardziej skuteczna taktyka, która polega na podzieleniu zadania na mniejsze części i dowożeniu całości w kawałkach. Nazywam to pracą przy pomocy pakietów i wykorzystuję do wszystkiego.
Dowożenie zadań w mniejszych częściach ma wiele zalet:
- Mogę "zapisać stan gry" i przerwać pracę bez negatywnych skutków.
- Unikam multitaskingu i pracy na pół gwizdka.
- Powoduje, że szybciej widzę efekty pracy.
- Zwalniam w ten sposób zasoby mentalne i mogę otworzyć kolejne zadanie, nad którym mój mózg będzie aktywnie pracować, nawet podczas snu.
- Łatwiej zostać w stanie flow - domykam zadania, więc buduję motywację i zmieniam zadanie na inne, gdy jestem zablokowany.
- Skakanie między zadaniami oraz przerwanie pracy odbywa się szybciej i bez negatywnych skutków.
3. Zaplanowanie czasu na ogarnięcie zadania.
Tutaj szczególnie przydatny jest shutdown ritual. Chodzi o to, żeby świadomie zakończyć pracę na dzisiaj, dać sobie przyzwolenie na dokończenie zadania jutro, zaplanować, co trzeba zrobić, a potem się odciąć. Fragment z Deep Work:
It tells us that if you simply stop whatever you are doing at five p.m and declare, “I’m done with work until tomorrow,” you’ll likely struggle to keep your mind clear of professional issues, as the many obligations left unresolved in your mind will, as in Bluma Zeigarnik’s experiments, keep battling for your attention throughout the evening (...)
This ritual ensures that no task will be forgotten: Each will be reviewed daily and tackled when the time is appropriate. Your mind, in other words, is released from its duty to keep track of these obligations at every moment—your shutdown ritual has taken over that responsibility.
4. Zapisanie notatki
To jest pierwsza taktyka, jaką zastosowałem, żeby poradzić sobie z multitaskingiem i Zeigarnik Effect. Elegancko łączy się ze wszystkimi innymi strategiami i czasem jest wymagana.
Zawsze podczas pracy mam otwarty notatnik (kiedyś fizyczny, teraz cyfrowy) i zapisuję tam wszystko, co wymaga mojej uwagi, a czego nie chcę robić w danej chwili. To jest mój Inbox.
Gdy kończę jakieś zadanie lub jego część, to zaglądam do notesu i szybkie zadania wykonuję od razu, a pozostałe olewam lub wrzucam na inny dzień.
Kolejną rzeczą jest mind dump, czyli wyrzucenie z głowy wszystkiego, co w niej siedzi i domaga się uwagi.
Gdy tych rzeczy jest szczególnie dużo, to po prostu siadam w dowolnym, wolnym momencie i piszę. Poza tym mam jeszcze dziennik, w którym staram się pisać codziennie (jak nasza rodzima nazwa journala wskazuje) i który sprawia, że rzadziej potrzebuję robić awaryjny mind dump podczas dnia.
Zauważyłem, że im więcej szczegółów umieszczam w takich notatkach, tym szybciej znikają z głowy.
To jest jak z wyciskaniem cytryny. Im szybciej wyciśniemy z niej cały sok, tym szybciej możemy się jej pozbyć. A gdy się do tego nie przyłożymy, to zostaje opcja, że "może coś jeszcze tam się da wycisnąć".
5. Odetchnij sobie.
To jest all-time classic, który pomaga domykać problematyczne pętle, wymagające kreatywnego myślenia.
Jest to szczególna forma punktu 2, czyli zmiany zadania na inne. Tym zadaniem jest złapanie oddechu, wizyta w toalecie, spacer, sen lub (mój ulubiony) prysznic.
Różne badania sugerują różne rzeczy na temat wpływu prysznica na kreatywność i ciężko wyciągnąć z nich jednoznaczne wnioski, czy wyjaśnienia, ale na chwilę obecną rozumiem to tak:
- Ciepły prysznic powoduje wiele momentów olśnienia, ponieważ wprowadza nas w stan wysokiej relaksacji.
- Wysoka relaksacja przełącza mózg w stan pracy na falach theta.
- Te same fale, które aktywują się podczas fazy REM i są odpowiedzialne za kreatywność.
- To dlatego nasze sny są czasem ekstremalnie dziwne i to dlatego jesteśmy w stanie wykombinować rozwiązania wielu problemów pod prysznicem.
Na mnie prysznic działa jak włącznik kreatywnego myślenia i czasem żałuję, że nie mam cały czas pod ręką notesu. Najgorsze jest to, że gdy tylko zakręcę wodę, to efekt znika.
Cały czas próbuję znaleźć sposoby na włączenie tego trybu w głowie podczas pracy przy biurku i na razie jedyne sukcesy zawdzięczam medytacji i słuchaniu odpowiednich dźwięków (które jednak najczęściej skupiają się na falach alfa odpowiedzialnych za uczenie, a nie kreatywność).
Jeśli znasz jakieś inne, sprawdzone sposoby, to daj znać 🙏.