W średniowieczu nauka rzemiosła była formalnym procesem - uczeń terminował u mistrza, żeby zostać czeladnikiem.
Uczniowie zaczynali nawet w wieku 12 lat i często pracowali za darmo, mieszkając u mistrza w domu.
Po wstępnej nauce rzemiosła, uczeń ruszał w świat jako czeladnik. Nie mógł jednak szkolić własnych uczniów, dopóki sam nie został mistrzem.
Uczył się jak aplikować zdobytą wiedzę w prawdziwym świecie. Był to przy okazji test, czy nadaje się na mistrza.
Po jakimś czasie czeladnik tworzył tzw. majstersztyk, czyli dowód swoich umiejętności i gildia mianowała go mistrzem, jeśli uznała, że jest tego godzien.
Cały proces zajmował około dziesięciu lat.
Nauka rzemiosła pod okiem mistrza była doskonałym sposobem na zdobycie niezbędnych umiejętności, a także na znalezienie i doprecyzowanie tego, co konkretnie uczeń chciałby robić w życiu.
Jak to wygląda teraz?
W dzisiejszych czasach niewiele zostało z tego systemu. Został on zastąpiony masową edukacją, podczas której oglądamy setki slajdów przygotowane przez prowadzących wykłady na uczelniach.
Odpowiedzialność za zdobycie praktycznej wiedzy i osiągnięcie pełnego potencjału spoczywa wyłącznie na nas.
Nie oznacza to jednak, że jesteśmy zostawieni sami sobie. Większość z nas potrafi rozpoznać, że ludzie, którzy osiągają sukces (niezależnie od definicji), zawdzięczają go w dużej części swoim mentorom i przewodnikom.
Problem w tym, że szukamy ich tak, jakbyśmy dalej żyli w średniowieczu.
Znalezienie osoby, która formalnie zechce zostać naszym mentorem to trudny proces. Ludzie mają własne cele, oczekiwania i rzeczy do zrobienia. Brakuje im czasu, który mogą poświęcić innym.
Niewiele osób przeszło też formalny mentoring, jak ten między mistrzem a czeladnikiem, więc nie wiedzą, jak udzielać go innym.
Mentorzy są wśród nas
Na szczęście, mimo tego, że nauka rzemiosła nie wygląda już tak jak kiedyś, jesteśmy w stanie osiągnąć podobny rezultat jak ten, który osiągali czeladnicy.
Kluczem jest zmiana podejścia:
👉 Zamiast szukać mentora, możemy się rozejrzeć, zobaczyć, kogo mamy wokół nas i zacząć czerpać wiedzę od tych osób w nieformalny sposób, często bez ich wiedzy.
W naszym życiu ciągle spotykamy osoby, które mogą pomóc nam w zdobyciu wymaganych umiejętności. Czasem jest to jedna osoba, a czasem grupa osób i to nie od nas zależy, gdzie ich znajdziemy. Możemy jednak obserwować otoczenie i rozpoznać mentora w momencie, gdy w końcu się pojawi.
Rzadko znajdziemy wszystkie elementy rzemiosła, których musimy się nauczyć w jednym miejscu. Nie wystarczy nam jedna lekcja, jeden kurs, czy jeden mentor. Jednak przypadkowe okazje do nauki nadarzają się cały czas i sami możemy wybrać, jaka wiedza pomoże nam w dowiezieniu projektów, którym chcemy się poświęcić.
Większość moich mentorów spotkałem zupełnie przypadkowo. W wielu przypadkach dopiero po latach zorientowałem się, że ktoś pełnił dla mnie taką rolę i że nauczyłem się od tych osób najważniejszych rzeczy w moim rzemiośle.
Gdybym zaczął się rozglądać wcześniej, to pewnie rozpoznałbym, że mam wokół siebie osoby, które mogą mi pomóc i wyciągnąłbym od nich jeszcze więcej.
Od każdego można się czegoś nauczyć
Mentorzy, których spotkamy, często nie są tacy, jak byśmy chcieli.
Niektórzy pomagają nam ochoczo, a inni zupełnie nas zlewają.
Część z nich to prawdziwi mistrzowie swojego fachu, ale inni posiadają tylko drobny wycinek tego, co może nam się przydać. Jeszcze inni to osoby, z którymi nigdy nie chcielibyśmy mieć do czynienia i nigdy nie nazwalibyśmy ich mentorami. Możemy się jednak sporo od nich nauczyć.
Plusem jest to, że możemy wybierać i działać po cichu. Otacza nas wiele osób, od których możemy się uczyć i nie muszą oni wiedzieć, że ich obserwujemy. Możemy wziąć to, co nam się przyda, a resztę zignorować.
Sam proces nauki jest często pełen wątpliwości i porażek, bo nie wiemy, czy uczymy się odpowiednich rzeczy od odpowiednich osób, ale jednak daje nam to, czego potrzebujemy.
Gdy na chwilę odpuścimy nasze oczekiwania i zaakceptujemy, że nauka wygląda inaczej, niż byśmy chcieli, to zrozumiemy, że o to właśnie chodzi.
Mentor, który nie spełnia naszych oczekiwań i zmusza do myślenia w inny sposób, często pomoże nam najbardziej.
Jednym z najbardziej wartościowych sposobów nauki z wykorzystaniem innych osób było dla mnie obserwowanie ich błędów i porażek. Gdy widziałem, że ktoś nie przyjmuje feedbacku i dalej popełnia te same błędy, to zostawała mi obserwacja tego, jak bardzo można coś zrobić źle. Potem wiedziałem dokładnie, czego mam nie robić.
Mentoring to nie tylko osoby
Gdy piszę o mentoringu, to nie chodzi mi wyłącznie o korzystanie z osób w postaci fizycznej, ale też w formie pisemnej, audio, wideo i każdej innej, którą mamy aktualnie do dyspozycji.
Wielu mentorów udziela się online, nagrywa podcasty, robi YouTube'y, pisze blogi, albo stories na Instagramie.
Jeśli wiemy, czego chcemy, to możemy znaleźć miejsce, z którego nadaje dana osoba i zacząć podglądać jaką drogę przeszła, jak zaczynała, jakie ma umiejętności, jakich narzędzi używa itd.
Możemy uczyć się z Twittera, z książek, z artykułów. Możemy podsłuchiwać rozmowy doświadczonych osób, możemy podglądać ich kontrybucje na GitHubie, albo zapisać się na szkolenie, które prowadzą i pozadawać trochę pytań. Możemy spotkać ich na meetupach i konferencjach.
Gdy myślimy o tym w taki sposób, to przypadkowa nauka rzemiosła przestaje być przypadkowa.
Nie musimy czekać, aż jakiś mentor zechce z nami pracować lub gdy pojawi się odpowiedni kurs/uczelnia/whatever. Możemy zacząć naukę od razu.
Nieformalny -> Formalny
Nauka rzemiosła nie polega jedynie na przekazywaniu informacji, tylko aplikowaniu nauki i potencjalnym przerośnięciu mistrza.
Aplikując wiedzę mentorów i prezentując publicznie to, jak ją zaaplikowaliśmy, zwiększamy szansę na to, że mentor zobaczy wyniki naszej pracy i zechce wciągnąć nas w formalny mentoring.
Wynika to z prostego faktu, że lubimy widzieć, że nasza praca nie poszła na marne. Gdy widzimy, że ktoś aplikuje wiedzę, którą przekazujemy, a może nawet uzupełnia braki lub robi coś lepszego, to mamy ochotę dać od siebie więcej. Zwłaszcza tym osobom, które już pokazały, że potrafią z tej wiedzy korzystać (lepiej od nas).
Gdy przekazywałem wiedzę związaną z programowaniem w pracy, to zawsze najchętniej pomagałem osobom, które faktycznie stosowały to, o czym mówiłem.
A już najbardziej wartościowe były te sytuacje, w których ktoś przetestował tę wiedzę i był w stanie wskazać błędy w moim myśleniu. Najczęściej kończyło się na tym, że rodziła się z tego głębsza znajomość, oparta na wspólnym mindsecie, gdzie każdy mógł odbić swoje problemy od drugiej osoby.
Warto jednak pamiętać, żeby nie próbować imponować na siłę, nie szukać aprobaty czy uznania i nie odtrącić osób, od których czerpiemy wiedzę.
Moja taktyka:
- Pokaż, jak podążasz za czyjąś radą, nie rozwlekaj się, o nic nie proś.
- Od czasu do czasu wrzucaj update'y.
- Rób robotę i zobacz, co się stanie.
Podsumowując
Zamiast szukać mentora, możemy się rozejrzeć, zobaczyć, kogo mamy wokół nas i zacząć czerpać wiedzę od tych osób w nieformalny sposób, często bez ich wiedzy.
Możemy obserwować otoczenie i rozpoznać mentora w momencie, gdy się pojawi.
Rzadko znajdziemy wszystkie elementy rzemiosła, których musimy się nauczyć w jednym miejscu lub w jednej osobie, więc zostaje nam czerpać ją z wielu miejsc i od wielu osób.
Proces mentoringu przeważnie nie wygląda tak, jak byśmy chcieli, ale od każdego można się czegoś nauczyć.
Część mentorów to prawdziwi mistrzowie swojego fachu, inni posiadają tylko drobny wycinek tego, co może nam się przydać, a jeszcze inni to osoby, których nigdy nie nazwalibyśmy mentorami.
Mentoring to nie tylko osoby, możemy korzystać z formy pisemnej, audio, wideo i każdej innej, która jest dostępna.
Pokazując mentorom, jak zastosowaliśmy ich wiedzę, mamy szansę przekształcić nieformlany mentoring w formalny, ale ważne, żeby nie robić tego na siłę.
Materiały: