Po co to wszystko?

Banner image

No idea what I'm doing

W 2020 zmieniły się dla mnie trzy rzeczy:

  • Zacząłem swój własny projekt - bloga, gdzie dokumentuję swoją drogę w IT.
  • Na etacie zakończyłem pracę w sporym projekcie, w którym pracowałem przez ostatnie 2,5 roku i zacząłem pracować jako doradca techniczny (TA), a tym samym spełniłem swoje dotychczasowe cele, jeśli chodzi o karierę w IT.
  • Spełniłem też swoje dotychczasowe cele finansowe - pozbyłem się kredytu na mieszkanie i spełniłem wszystkie materialne zachcianki.
    • (Poza sportowym samochodem, ale to jest głupie i mało priorytetowe, więc może czekać w nieskończoność).

Na papierze wygląda to, jak idealna sytuacja, która powinna spowodować, że będę szczęśliwy i gotowy do tego, żeby cisnąć ostro przed siebie. Jednak okazało się, że osiągnięcie celów nie zmieniło niczego na lepsze. Wręcz odwrotnie.

Gdy już nie miałem przed oczami celów, do których dążyłem przez ostatnie kilka lat, zauważyłem, że popełniłem kilka dużych błędów, które doprowadziły do tego, że znalazłem się w miejscu, w którym nie wiem, co mam dalej ze sobą zrobić.

Nie za bardzo wiem, gdzie i nad czym pracować, z czym będę się dobrze czuł, w czym się chcę rozwijać i jakie są moje cele.

Od 2012 roku, kiedy związałem się zawodowo z programowaniem, zawsze wiedziałem, że chcę mieć dobrą pracę (i wiedziałem, co to znaczy), być dobry w tym, co robię i dostawać za to sensowne pieniądze. Czasem przez przypadek, a czasem wg planu, ale jednak przez cały czas wiedziałem, którymi drogami mogę dojść do obranego celu.

A teraz, mimo sukcesów, które wg mojej własnej definicji są naprawdę ok, te drogi poznikały.

Przez kilka miesięcy próbowałem zrozumieć, co tak naprawdę doprowadziło mnie do takiej sytuacji. Ten wpis jest wynikiem moich rozmyślań i próbą wytyczenia kolejnych kroków.

Disclaimer: winy doszukuję się widocznie w sobie i nie widzę powodów, żeby szukać jej gdzie indziej.

Zniechęcenie

Ten 2,5 letni projekt, w którym pracowałem, bardzo szybko stał się takim, w którym skupiałem się w większości na rozwiązywaniu nietechnicznych problemów, których była tam rekordowa dla mnie liczba. To były najważniejsze problemy do rozwiązania, a ja wyszedłem z założenia, że będę po prostu robił to, co trzeba zrobić, a nie to, na co mam ochotę. Skupiłem się w 100% na tym, żeby w projekcie było lepiej.

Takie podejście zbudowało mi z czasem dobrą reputację, zapewniło naprawdę godne warunki zatrudnienia i w końcu łagodne wejście w nową rolę TA.

Jednak po czasie widzę, że zaburzyłem istotny balans. Większość rzeczy, które robiłem, to rzeczy, których nie chciałem robić. Wiedziała o tym moja podświadomość, ale nie udało jej się przebić do świadomości.

Te rzeczy, które chciałem robić, czyli rozwiązywanie problemów biznesowych, czy to przy pomocy kodu, czy np. rozkmin z innymi przy tablicy zeszło na dalszy plan.

Gdy już dochodziło do sytuacji, w których mogłem coś zakodzić, to musiałem zadowolić się uproszczonymi rozwiązaniami bardzo niskiej jakości.

Praktycznie wszystkie zadania były robione na szybko, często na kolanie, na ostatnią chwilę przed samymi deadline'ami, o których dowiadywaliśmy się o wiele za późno.

Najważniejsze części codebaseu były napisane podczas gaszenia pożarów i prawie nigdy nie mieliśmy czasu, żeby je poprawić i "dociągnąć" do podstawowych standardów jakości.

Te wszystkie rzeczy doprowadziły do tego, że:

  • Zahamowałem do zera swój rozwój techniczny.
  • Zupełnie zniechęciłem się do programowania na ~9 miesięcy (marzec-listopad).
  • Prawie nic, co kodziłem, nie przynosiło mi przyjemności i z niczego nie byłem zadowolony.

Nie pomagało też to, że wiele osób uważało, że jestem dobry w tym, co robię, a ja wiedziałem, że nie daję z siebie nawet 50% możliwości, na które mnie stać.

Praca na kilka frontów

Po odejściu z powyższego projektu zacząłem pełnić funkcję doradcy technicznego, ale już znacznie wcześnie zacząłem brać na siebie zbyt dużo projektów, zadań i odpowiedzialności pozaprojektowych, a przez to rozsmarowałem się zbyt cienko i przestałem dowozić jakiekolwiek rezultaty.

Mimo że aktywnie poszukiwałem swojego nowego miejsca, znowu skupiałem się na tym, co było do zrobienia, a za mało na tym, co chciałbym robić.

Robiłem rzeczy, które w ogóle mnie nie jarały, bo wychodziłem z założenia, że ktoś musi je zrobić i lepiej będzie, jeśli to będę ja.

Nie wiedziałem też, w którym kierunku chcę się dalej rozwijać w IT. Z racji tego, że nie chciałem znowu klepać gównokodziku, rozważałem wiele obszarów, ale żaden nie wydawał się atrakcyjny. Nawet gdy już coś wymyśliłem, to nie wiedziałem, w jakich projektach mógłbym zdobyć potrzebne umiejętności i w których czułbym się dobrze.

Poza pracą na etacie swoje kolejne 100% wkładałem na pracę poza etatem. Okazało się, że to zdecydowanie zbyt dużo.

Czułem się ekstremalnie przytłoczony wszystkim, co mam do zrobienia. Nie wiedziałem, za co się zabrać, bo w tym samym czasie czekało na mnie 10 różnych rzeczy do zrobienia na etacie i 10 poza nim. W efekcie niczego nie kończyłem na takim poziomie, z którego byłbym zadowolony. O ile kończyłem w ogóle.

Nie miałem czasu, żeby wymyślić, w jaki sposób powinienem pracować.

Nie miałem w ogóle czasu na odpoczynek. Zaniedbałem rodzinę i przyjaciół, bo każdą wolną chwilę poświęcałem na próby odbicia się od dna.

Brak wyników

Przez cały 2020 rok nie dowiozłem praktycznie żadnego z zamierzonych celów (etatowych i pozaetatowych) tak, jak bym tego chciał i przez to cały czas byłem z siebie maksymalnie niezadowolony.

Zabiłem swoje przekonanie, że potrafię dowozić rzeczy. Mimo olbrzymiej energii (a potem resztek tej energii), jaką wkładałem we wszystko, za co się zabrałem, nic nie przyniosło zamierzonych efektów.

Myślę, że to wtedy zupełnie zwątpiłem w siebie, w to, co wiem i w swoje umiejętności.

Popadłem w marazm i straciłem energię na robienie czegokolwiek. Miałem problemy, żeby wstać rano z łóżka, bo wiedziałem, że i ten dzień najprawdopodobniej zakończy się porażką. Przez to, że wstawałem zbyt późno z łóżka, brakowało mi w ciągu dnia czasu na dowiezienie tego, co sobie zaplanowałem, więc następnego dnia znowu nie umiałem wcześnie wstać i tak w kółko. Wpadłem w martwą pętlę.

Zacząłem słuchać innych osób i robić rzeczy tak, jak twierdzili, że trzeba je zrobić, nie miałem chęci, żeby cokolwiek kwestionować. Podświadomie czułem, że mój sposób pracy powinien wyglądać inaczej i czasem próbowałem coś z tym zrobić. Jednak koniec końców zawsze brakowało energii, żeby postawić na swoim (nawet nie miałem lepszych pomysłów).

Pozwoliłem narzucić sobie tryb pracy niezgodny z tym, co kiedyś uważałbym za słuszne, ale wtedy nie wiedziałem, czy moje sposoby są nadal słuszne, bo w ogóle nie wierzyłem w siebie.

Przy okazji pracowałem bez zrozumienia swoich mocnych i słabych stron, więc ciągle pchałem się do robienia rzeczy, które pogłębiały moje niezadowolenie.

Pierwsze oświecenie

W końcu przypomniałem sobie, że w okolicach 2014-2016 roku nie miałem w ogóle takich problemów. W tych latach bardzo mocno wierzyłem w siebie, jarałem się tym, co robię i mimo chwil zwątpienia byłem dumny z tego, jak działam. Wtedy dowoziłem wyniki.

Postanowiłem, że znowu chcę się poczuć tak, jak czułem się wtedy. Chciałem rozwiązać wszystkie swoje problemy i wrócić do bycia tą osobą, którą byłem wtedy.

Pierwszą rzeczą, którą zrobiłem była redukcja etatu do 3/5 we wrześniu - potrzebowałem czasu, żeby się ogarnąć.

Zacząłem czytać wszystko, co może mi pomóc wydostać się z dołka, w którym się znalazłem. Rozmawiałem też z wieloma osobami na temat ich doświadczeń i tego, co wg nich powinienem zrobić.

W pewnym momencie zaczęło to pomagać, zacząłem widzieć światełko w tunelu.

Światełko w tunelu

Pomogło na tyle, że w grudniu postanowiłem wrócić do kodzenia (i tylko kodzenia) na 4/5 etatu, w projekcie, który wyglądał na taki, w którym będę miał w końcu do czynienia z problemami biznesowymi i technicznymi.

Wiele osób zinterpretowałoby, że ten projekt dokładnie na tym polega. Ja jednak nauczyłem się już niestety rozpoznawać, kiedy problemy techniczne są tak naprawdę zakamuflowanymi problemami z ludźmi. Tak też niestety było w tym przypadku. Znowu.

Wróciłem więc do punktu wyjścia i znowu nie robiłem tego, co planowałem.

Nie udało mi się też jeszcze rozwiązać problemów z brakiem efektów moich działań poza etatem. Nie umiałem nawet wymyślić żadnego planu na to, co robić dalej.

Coś wtedy we mnie pękło.

And here I am

I w taki sposób znalazłem się w tym miejscu, w którym jestem teraz (czerwiec 2021).

Nie dość, że nie wiem, co chcę robić w IT, to zacząłem zastanawiać się, czy są w ogóle jakieś projekty, które będą dla mnie interesujące i które nie będą wiązały się z zakamuflowanymi problemami z ludźmi.

Przez ostatnie lata stało się dla mnie jasne to, że wiele (jak nie większość) problemów technicznych jest spowodowane ludzką chęcią zaspokojenia swojego ego i potrzeby rozwoju. Wiele osób nawet się z tym nie kryje.

Rozwiązania takie jak mikroserwisy/GraphQL/architektura oparta o eventy/[lub też inny dowolny hype z bańki, w której się teraz znajdujesz], które nie mają zbytnio uzasadnienia biznesowego, ale są źródłem problemów, to nie są problemy techniczne, tylko zakamuflowane problemy z ludźmi.

Zastanawiam się, czy nie jestem zbyt zmęczony tą branżą, która często przypomina beztroską zabawę bogatych, rozpieszczonych dzieci.

Ważne: Nie mam nic przeciwko rozwiązywaniu problemów z ludźmi. Wg mnie są to najważniejsze problemy do rozwiązania w każdym projekcie i dają największy zwrot z inwestycji. Problemem jest to, że rozwiązywaniem problemów z ludźmi zajmowałem się przez ostatnie kilka lat w znacznie większym stopniu niż programowaniem i już zaczęło mi brakować siły na to, żeby robić to na małą skalę, jaką jest jeden projekt za drugim. Najprawdopodobniej skutecznyprogramista.pl, to próba rozwiązania tych problemów na większą skalę.

(Przy okazji dowiedziałem się, nie tylko mnie męczą problemy z ludźmi, ale też wielu znajomych, którzy znaleźli się w podobnej roli, co ja. Tym, którym udało się znaleźć w takim miejscu, gdzie mają balans, jest względnie dobrze).

Nie wiem też, czy powinienem teraz założyć własną firmę lub może zostać freelancerem, żeby unikać takich problemów i pracować na własnych zasadach (co też nie jest tak proste, jak się mówi i wydaje się naiwne), czy może np. prowadzić szkolenia, które zawsze przynosiły mi frajdę i zawsze mi wychodziły.

Nawet gdybym podjął decyzję, to nie mam jeszcze zielonego pojęcia, jak się za to zabrać i muszę się dopiero nauczyć, jak zdobyć wszystkie potrzebne umiejętności.

Nie wiem też, czy nadal chcę sprzedawać swój czas za pieniądze. Teraz gdy przestały być problemem, następny milestone finansowy, który by coś dla mnie znaczył, jest bardzo, bardzo daleko, a ja coraz bardziej zaczynam doceniać swój czas.

Bonus: swoją cegiełkę do całej tej przygody dołożyła oczywiście pandemia, czemu przez długi czas zaprzeczałem. Oczy otworzyły mi się wtedy, gdy przeczytałem książkę "Digital Minimalism", która wyjaśniła mi, że za część złego samopoczucia może być odpowiedzialne to, że za bardzo odciąłem się od ludzi. Książka nauczyła mnie, że komunikacja pisana nigdy nie zastąpi offlineowych rozmów oraz aktywności z innymi osobami, których miałem bardzo niewiele w 2020. Niektórzy wiedzą to podświadomie, ale ja nie wiedziałem.

Co dalej?

Zdaję sobie sprawę, że gdybym tylko potrafił przestać przejmować się kilkoma rzeczami, to nie istniałby żaden z moich problemów. Jednak nie umiem się niestety zmusić się do robienia rzeczy, które nie mają dla mnie sensu.

(Jeśli potrzebujesz prostego przykładu: ostatnim takim bezsensownym problemem z jakim się spotkałem było dorzucanie do zespołu małpek do kodzenia, których rolą było poprawianie gównokodziku lidera technicznego, bo nie potrafił programować w używanej przez nich technologii i dorzucanie nowych ficzerów łopatami, bo CEO twierdził, że projekt nie potrzebuje żadnego procesu, który pokazałby jakieś priorytety i rozłożył pracę w sensowny sposób).

Obecnie jestem pewien jedynie tego, że chcę znaleźć odpowiedź na wszystkie najważniejsze pytania, które mnie dręczą, zamiast pracować na ślepo.

Z tego powodu skończyłem pod koniec marca pracować na etacie (co było bardzo trudne, bo ludzie fajni) i skupiłem się na odpoczynku, a teraz będę próbował wymyślić, co ze sobą zrobić.

(Hint: granie przez miesiąc na konsoli, to nie odpoczynek. Dawno nic mnie tak nie zmęczyło 🤦‍♂️).

Jeszcze do niedawna nie byłem do końca pewien, dlaczego rzuciłem etat i był to w głównie gut feeling, którego posłuchałem. Dopiero napisanie tego wpisu ułożyło mi tę historię w głowie, a i tak jest wiele szczegółów oraz powodów, które pominąłem.

Wydaje mi się, że chcę teraz zoptymalizować to, na czym spędzam swój czas i będzie to najprawdopodobniej pierwsza rzecz, którą zweryfikuję. Chcę, żeby znowu zaczął płynąć wolniej tak, jak płynął dla mnie w latach 2014-2016.

Czasem mniejszy, a czasem większy podzbiór problemów, które tu opisałem, odczuwa lub odczuwało bardzo wiele osób, z którymi ostatnio rozmawiam, co bardzo mnie zaskoczyło. Dlatego postanowiłem, że udokumentuję na tym blogu wszystko, czego się nauczyłem i czego jeszcze się nauczę. Może się okazać, że poza mną, ta wiedza i przemyślenia pomogą też komuś innemu.

W 2020 roku odkryłem, że pisanie jest dla mnie ekstremalnie ważne i muszę wyrobić sobie nawyk robienia tego jak najczęściej. Dlatego poza tym, co opisałem wyżej, zamierzam też pisać tutaj o wszystkim, co mnie obecnie interesuje, wliczając w to twarde i miękkie tematy IT.

Wykorzystuję do tego celu mój system notatek oparty o metodologię Second Brain i Zettelkasten, czyli jedyną rzecz, która tak naprawdę mi wyszła w 2020. Ten system jest podstawą wszystkiego, co robię i najprawdopodobniej najlepszą rzeczą, jaką stworzyłem w całym swoim życiu (o tym też będę pisał).

Jeśli chcesz śledzić moją przygodę, to najlepszym sposobem będzie dołączenie do newslettera, w którym zamierzam informować o postępach i o ewentualnych projektach, których się podejmę.

Liczę też, że w taki sposób uzyskam wartościowy feedback, świeże spojrzenie i accountability partnerów, z którymi będę mógł porozmawiać i którzy będą mnie rozliczać z tego, czy robię to, co powinienem.

Daj znać, czy to, co tutaj napisałem ma sens. To najtrudniejszy wpis, jaki miałem okazję napisać, więc pewnie jest tu sporo luk myślowych, o których chętnie się dowiem.